Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna

Prolog
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna ->
Autor Wiadomość
Ewangelina
Charlotte Stewart



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:44, 29 Gru 2012     Temat postu:

[Szpital, młodzieżowy oddział psychiatryczny] 25 sierpnia, ranek

Charlotte siedziała na swoim łóżku, sama w sali szpitalnej, i tworzyła. Tworzyła list - nie zaadresowany do nikogo, pełny jej obaw, obecnych myśli i podejrzeń. Nagle usłyszała głuche stukanie do drzwi, po tym dźwięku kawał dębowego drewna uchylił się, a w pomieszczeniu zjawił się jej lekarz. Uśmiechnął się do swojej pacjentki.
- Czego pan jeszcze ode mnie chce? - zapytała się niegrzecznie.
Thomas Cooper zbył tę niegrzeczność słowami:
- dzisiaj chciałbym Cię wypisać do domu. Ale jeden warunek: będziesz przychodziła na kontrolę do mnie, do przychodni raz na dwa tygodnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się.

Elizabeth Stewart odebrała swoją córkę ze szpitala i zwróciła się do Charlotty tymi oto słowami:
-kochanie, może, żeby uczcić twoje opuszczenie szpitala, przejdziemy się na plażę co?
Dziewczyna zgodziła się, po raz drugi tego ranka się uśmiechając.

[plaża] 25 sierpnia, ranek.

Kiedy matka z córką dotarły na plażę, oczy Charlotty zwróciły uwagę na szatyna o półdługich, raczej kręconych włosach. Jeszcze nie wiedziała, że jest to nikt inny, jak Nyree Keats - a dokładniej, Nyree Keme William Keats. obok niego siedziała jakaś dziewczyna.
Charlotte zwróciła uwagę, że ten czyta jakąś książkę. W takim razie podeszła do niego, zaciekawiona i, czytając pewien fragment, rozpoznała Hamleta. A trzeba wiedzieć, że lubiła Hamleta.
Chłopak zauważył zaciekawioną istotę.
- czego chcesz? - nie chciał być niemiły, ale również nie zamierzał być szczególnie sympatyczny. Ot, żeby dziewczyna nie pomyślała sobie nie wiadomo czego.
-Świat wyszedł z orbit - i mnież to los srogi każe prostować jego błędne drogi? - przeczytała na głos.
Chłopak był zaskoczony śmiałością dziewczyny. Jej matka również - przywykła już do córki zamkniętej w swoim własnym świecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
xoxo, A.
Vivan van der Hoog



Dołączył: 23 Gru 2012
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:13, 29 Gru 2012     Temat postu:

[Kawiarnia] 25 sierpnia, późny ranek

Dziewczyny siedziały już przy stoliku, kiedy to wysoki kelner podszedł by zebrać zamówienie.
- Dzień dobry. Czego sobie panie życzą? - zapytał, przeczesał swoje czarne włosy i uśmiechnął się.
- Ja dziś poproszę duże late i pączka - oznajmiła uśmiechając się. – A ty Rose?
- Dla mnie to samo.
- Dobrze, za moment będzie - oznajmił grzecznie i odszedł.
- Zatrudnili nowego, całkiem przystojny - szepnęła do przyjaciółki, wodząc za mężczyzną wzrokiem.
Vivan znała wszystkich kelnerów i kelnerki. Spędzała tutaj naprawdę dużo czasu.
- No to opowiadaj - domagała się przyjaciółka, jednak wpatrzona była w średniej wielkości pudełko opakowane czarnym papierem. Viv głośno zaśmiała się.
- Miała dać ci to później, ale widzę, że ciekawość cię zżera – poniosła pakunek i podała Rose. – Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Blondynka sprawnie rozpakowywała pudełko, pierwsze pudełeczko jakie wyjęła to perfumy.
- Strasznie mi się spodobały, są trochę odzwierciedleniem ciebie, a Francja to kraj perfum. Prawda? – dziewczyna wyjęła spory flakonik na którym namalowane był wszelkie zawijasy i prysnęła sobie na nadgarstek.
- Są ślicznie – obracała je w palach zapominając, że w paczce nadal coś zostało.
- A co z resztą? – Vivan domagała się dalszego rozpakowywania, ale Rose dopiero po chwili wyjęła kolejne płaskie pudełeczko. W nim natomiast znajdowała się bransoletka tylko z dwoma przywieszkami – czerwone, wyszlifowane serduszko z przyczepioną malutką literą V oraz druga – Wieża Eiffla. Przyjaciółka wpatrywała się teraz w przywieszki. - Resztę uzupełnimy za rok. Było mi cholerni smutno, ze jednak nie pozwolili ci ze mną lecieć, ale następne wakacje są zdecydowanie nasze! – znów na nią zerknęła i zaśmiała się. – Ziemia do Rose. Spójrz ostatnią rzecz i obiecuję, ze to już koniec. Ziemia do Rose, odbiór.
- Odbiór – odpowiedział i obie zaśmiały się. Teraz z pudełka wyjęła coś co zajmowało jego znaczną część. Czerwona sukienka do samej ziemi, na plecach miała głębokie wycięcie w literę V. Całość trzymała się na grubych paskach materiału, dekolt też nie należał do najmniejszych. Nalazła do tych prostych sukienek, które zwały z nóg już na wieszaku.
- Miała dokładnie taką samą minę jak ty teraz, gdy ją zobaczyłam. Ona została uszyta jakby dla ciebie.
No, Chanel się postarał.
- Kawa i paczek dla pani oraz dla pani. I jeszcze po ciastku od firmy gratis. Samczego – wyrwał je głos kelnera.
- Dziękujemy, bardzo pan miły – Vivan uśmiechnęła się i przez chwilę patrzyła na odchodzącą sylwetkę. - Hej, przyszła kawa! – starała się wyrwać przyjaciółkę ze zdziwienia.
- Ja nie wiem jak ci się oddźwięczę, są piękne. Dziękuje! – oznajmiła wracając do żywych.
– Zawsze możesz zostać moim niewolnikiem czy coś. – zaśmiały się obie. – Już Ci mówię wszystko jak było.
- No, bo ja czekam i czekam – uśmiechnęła się.
–Wyleciałam zaraz po zakończeniu roku szkolnego, jak wiesz. Szturm na Paryż, sklepy, restauracje, muzea. Poznałam kilku facetów, ale jeden, André naprawdę był niesamowicie przystoi i miły. Wyrwał mnie z Paryża do swojego domu na Lazurowym Wybrzeżu. Piliśmy wino i tańczyliśmy na plaży. Później zabrał mnie w podróż autostopem, pokazał mi taką prawdziwą Francję. Spaliśmy na polach i nie wiadomo jeszcze gdzie, aż w końcu on musiał wracać, nie pozwolił mi zostawić mnie samej sobie. Wróciliśmy do Paryża, a tam on spotkał się ze swoją narzeczoną, Cécille. Ogarniasz, miał narzeczoną? Ale i tak wiedziałam, ze to będzie tylko wakacyjną znajomość. Cóż, może zaprosi mnie na ślub. Także to lato naprawdę było świetne. Szkoda, ze nie mogłaś ze mną być, ale za rok jedziemy razem. Porwę cię albo zapakuje do walizki – zaśmiała się.
Rozejrzała się po kawiarni.
– Wróciłam wcześniej, bo obawiali się, że w ogóle nie wrócę. No, ale nic. Co u ciebie? Na pewno coś więcej działo się, niż zakochana para. W sumie Greg i Lori… Może być zabawne - zaśmiała się. Po chwili do głowy wpadł jej świetny pomysł. – Wiesz co, chyba masz u siebie różowa sielankę z zakochanymi w roli głównej. Ile można? Nie chciałabyś się wyrwać? Tak się składa, że nie ma moich rodziców… Ta, Peru czy coś. Możemy pooglądać filmy, pić wino i tańczyć na plaży. Nie będziesz się z nimi męczyć no i nie zostawisz mnie samej, a to by było bardzo podłe. Co ty na to? Ostatni tydzień wakacji z Vivan, czyli piekło witaj!
Spojrzała na nią oczekująco jedząc pączka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez xoxo, A. dnia Sob 18:16, 29 Gru 2012 , w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Ivy Glimour
Ivy Glimour



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się biorą dzieci?

PostWysłany: Sob 20:25, 29 Gru 2012     Temat postu:

[Centrum handlowe] 25 sierpnia (piątek), około południa

- Ej, jak to jest mieć normalną rodzinę?
"Nie wiem, Ian. Czy normalna rodzina, to taka, w której część z niej wyprowadza cię do laboratorium, wstrzykuje paskudztwa, a kiedy wyjesz z bólu, prowadzi uważne notatki, by podać ci kolejne paskudztwo, które prawie w ogóle nie pomaga? Czy normalna rodzina to taka, w której potem rodzi się dziecko i ów rodzice wymazują całą sprawę? Ba! Kiedy nawet ty wymazujesz wszystko z pamięci?".
- To nudne. Moi rodzice rozwiedli się, ale nowa rodzina jest spoko. Problem w tym, że każde z nich zrobiło sobie własnego dzieciaka. Jesteś na bocznym torze. Tak trochę - wyjaśniła, po czym zacisnęła wargi. Znała historię Illa. Był dość znany w szkole. "Oczywiście w inny sposób jak choćby ta cukierkowa van der Hoog".
- Rozumiem - wymamrotał, przykładając jej pod oczy zeszyt. Skinęła głową. Szybko uporali się z zakupami, a rozmowa nie schodziła więcej na rodzinę. "Bogu dzięki..."
Ian po dżentelmeńsku zaniósł całe jej zakupy do samochodu, upychając wszystko w bagażniku Clio.
- Dzięki. Podwieźć cię gdzieś, czy coś?
- Nie, dzięki - uśmiechnął się, wsadzając ręce do kieszeni. - Dzięki. Cześć.
- Cześć - wsiadła do samochodu i zaczęła wyjeżdżać z parkingu. "Jasne. Normalni ludzie, którzy nie są no-life'ami, mają przyjaciół. Kolegów. Dziewczyny i chłopaków. Rozmawiają, umawiają się gdzieś. Ja uważam za cud, że Ian nie uciekł z krzykiem i spędził ze mną 2 i pół godziny w hipermarkecie. No i Saki. Saki też nie kwituje rzeczy, które powiem, wzruszeniem ramion. Czy mogę uznać Saki Keats za przyjaciółkę?".
- Tak, zdecydowanie, Ivy Gilmour - mruknęła do siebie z nutą sarkazmu. - Przecież spędzasz z nią przerwy na lunch i wiesz o co chodzi w Kill Ballad!
Po odczekaniu obowiązkowych w tych rejonach 10 minutach w korkach, Ivy zaparkowała pod domem, wtaszczając się tam z zakupami. Kopnęła drzwi sypialni Sky, wrzucając tam jej reklamówki oraz reklamówki bliźniaków.
- Reszta dla mnie - uśmiechnęła się. Ivy weszła do swojego pokoju, zapalając lampkę do czytania i wygrzebując spod koców książkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nyree Keats
Nyree Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:41, 29 Gru 2012     Temat postu:

[Plaża] 25 sierpnia (sobota), późny ranek.

Nyree ze spokojem spojrzał na ciemnowłosą dziewczynę. Był pewny, że coś jest nie tak skoro zwróciła na niego uwagę.
"Może ot tak jej się nudzi?"
Chłopak na pewno nie chciał byś niemiły dla dziewczyny, która czytała Hamleta nie krytykując tego dzieła.
- Świat wyszedł z orbit - i mnież to los srogi każe prostować jego błędne drogi? - przeczytała na głos.
Nastawienie szatyna zmieniło się do Charlotte niczym za przełączeniem pstryczka. Uśmiechnął się i odłożył książkę.
- Um, hej. - odpowiedział trochę zmieszany.
"Lubi Szekspira? Myślałem, że nikt oprócz świrniętego nauczyciela od angielskiego go nie lubi. No i oprócz mnie..."
Keats szturchnął siostrę, która znowu grała w Kill Ballad na konsoli.
- Saki, przywitaj się... - powiedział, ale ta najwidoczniej była zbyt zajęta grą. - ...inaczej wrzucę cię do wody...
Dziewczyna dalej grała jednak tym razem reagując na słowa brata.
- Cześć.
"Oh, Nyree, jak łatwo cię rozgryźć. Starczy zacytować Hamleta byś zwrócił na kogoś uwagę znad książek."
Szatyn przysunął koszyk z owocami bliżej siebie i wyciągnął z niego kilka batoników.
- Trzym. I tak roztopią się w słońcu. - powiedział podając jednego Charlotte. - Jestem Nyree, a to moja siostra Saki.
Blondynka uniosła głowę znad konsoli uśmiechając się do brata.
- Tak Saki. Też dostaniesz, ale zjedz nim czekolada się roztopi i zacznie kapać ci na konsole. Amciaj. - powiedział wciskając słodycz w rękę siostry mimo że ta ciągle grała jedną ręką i wyglądało na to, że wygrywa.
Dopiero wtedy zwrócił uwagę na kobietę, która przyszła z nieznajomą, która od zacytowania Hamleta nic nie mówiła. Jedynie wzruszył ramionami oraz sięgnął po pomarańcze.
- Nic nie mówisz co? - zapytał spoglądając na obcą dziewczynę pustym wzrokiem. - Ale pękaj, serce moje, bo usta milczeć muszą.
Wyciągnął scyzoryk z kieszeni i zaczął pomału masakrować skórkę pomarańczy.
"Nudno, nudno. Zjadłbym sałatkę. I makaron sojowy. Trzeba porwać Saki na zakupy. Taaak. Ale do południa posiedzimy na plaży."
- Charlotte Stewart.
- A więc witaj Lotte.
Chłopak uśmiechnął się do niej delikatnie i spojrzał na kobietę, która zapewne była jej matką.
"Ciekawe po co... Dobra, nic. Nie pakuj nosa w nie swoje sprawy, Keats."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 20:45, 29 Gru 2012 , w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Charlotte Stewart



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:26, 29 Gru 2012     Temat postu:

[Plaża] 25 sierpnia, późny ranek.

Charlotte wzrokiem pełnym obłędu świdrowała wzrok swojego rozmówcy. W końcu przemówiła.
- Znałam niegdyś Hamleta. - Charlotte skierowała te oto słowa do nowo zaznajomionego chłopaka.
Ten z kolei spojrzał się na swą rozmówczynię jak na wariatkę.
- No tak. Znałam Hamleta osobiście. Z początku niezbyt go lubiłam, ale zmieniłam zdanie po wysłuchaniu jego słów: Być albo nie być, które mają to coś, mają głębię. Nie polubiłam go z początku, bo wydawał mi się zbyt wymądrzały. Ale zaczęłam później się w nim lubować, i to nawet bardzo. A poznany osobiście różni się od tego w dramacie. Muszę cię kiedyś z nim zapoznać.
- Hah, skąd taka nagła ochota na żarty co? - chłopak roześmiał się głośno, sądząc że został wciągnięty w dobrze wyczulony dowcip.
"Co on sobie myśli? Nie pozwolę się tak obrażać. A może mi po prostu zazdrości, że znam ludzi tak sławnych? Tak, to najprawdopodobniej zazdrość."
Nagle kobieta, która jest matką Lotty, odezwała się tymi oto słowami:
- Przepraszam za kłopot... kochanie, musimy już iść... naprawdę cię przepraszam, młody człowieku. Ale moja córka... moja córka...
-hmm? - Nyree nie wiedział, co kobieta ma na myśli, więc nie mógł pomóc jej dokończyć zdania.
- Moja córka jest chora. I to poważnie chora. To wszystko przez chorobę, psychiczną chorobę, ta cała głupia sytuacja... sytuacja... za którą cię przepraszam, przepraszam ponownie...
Chłopak poczuł się nagle źle. I to bardzo źle. Nie zrozumiał słów Charlotty, bo ona zapewne również ich nie rozumie. I jego myślami zawładnęło współczucie.
- Mimo wszystko miło było mi Cię poznać, Lotto. - chłopak uśmiechnął się do dziewczyny. Charlotte obdarzyła go przesadnym uśmiechem a następnie odeszła wraz z matką.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Saki Keats
Saki Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:57, 29 Gru 2012     Temat postu:

[Plaża] 25 sierpnia, przedpołudnie.

- A z Szekspirem chadzała na popołudniowe herbatki - parsknęła Saki, kończąc jeść batona. Nyree zabrał jej papierek z głośnym westchnięciem.
- Niektórzy mają problemy psychiczne, a niektórzy są samotnymi no-life'ami.
- Mam przyjaciół - warknęła Saki, łapiąc konsolę w dwie dłonie. Natarła robotem na przeciwnika z radosnym okrzykiem.
Nie musiała nawet odrywać wzroku od konsoli, by wiedzieć że właśnie posłał jej pytające spojrzenie.
- Komputer - odparła.
- Realnych...
Saki westchnęła i znów zaczęła grać jedną ręką, wyciągająć telefon. Miała jedną notatkę na najważniejsze informacje, jednak utworzyła także pojedyncze, z imionami kotów, ludzi z redakcji gazetki czy z planem lekcji.
- Przeczytaj mi tą trzecią - mruknęła, robiąc kolejny unik swoim robotem.
- Mój brat ma na imię Nyree, czyta się to Najri, mieszka w moim do... - Nyree urwał. - Saki, zapominasz jak ma na imię twój ukochany brat? - zapytał zdruzgotanym tonem.
- Czasem jak się obudzę... - wymamrotała. - Poza tym to jest druga.
- W trzeciej masz tylko "Nyree, Ivy, Lincoln, komputer, Nathalie, drugi komputer, trzeci komputer, aparat, konsola, Kill Ballad..." i inną masę gier komputerowych. I schowek... Co to jest?
- Lista moich przyjaciół - odparła niezmieszana Saki z dumą.
- Nie mam pytań - Nyree uniósł ręce, wstając. - Nudno tu. Chodźmy na zakupy.
- ODBIŁO CI TOTALNIE TAM SĄ LUDZIE! - wrzasnęła Saki na jednym oddechu, znęcając się nad robotem przeciwnika. - O Boże.
- Co jest?
Saki odłożyła konsolę i wybuchnęła płaczem, rzucając mu się na szyję. Puściła go i uniosła dłonie do góry w zwycięskim geście.
- PODSKOCZYŁAM W RANKINGU! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła. Jednak nie wywarło to na nikim zamierzonego wrażenia. - MAM CZWARTE MIEJSCE NA ŚWIECIE! - wydarła się, jednak ludzie tylko spojrzeli na nią jak na kretynkę.
- Cóż, zawsze jakaś interakcja z ludźmi... - mruknął Nyree, szarpiąc ją za ramię. - Chodź, uczcimy to... Na zakupach. I przestań płakać z takiego powodu.
- TO SĄ ŁZY SZCZĘŚCIA SZCZĘŚCIA ŁZY SZCZĘŚCIA SZCZĘŚCIA SZCZĘŚCIA - wrzasnęła Saki, jednak urwała po chwili, jak miała w zwyczaju. Opuściła ręce wzdłuż tułowia i rozejrzała się wokoło. - Gdzie jest mój laptop?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Sob 22:01, 29 Gru 2012 , w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nyree Keats
Nyree Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:35, 29 Gru 2012     Temat postu:

[Hipermarket] 25 sierpnia, przedpołudnie.

- NATHALIEEEE!
Keats spojrzał na siostrę z oburzeniem przeciągając ją przez bramkę przy wejściu do marketu.
- NATHALIEEE WRÓÓÓÓĆ!
Nyree potrząsnął siostrą odciągając ją kawałek od gapiów i przykucnął przy niej gładząc jej długie włosy.
- Ciiii, nie płacz, pójdziemy potem do Nathalie i ją przeprosimy. Ale teraz kupimy szybko kilka rzeczy i wracamy. A teraz nie płacz. Ciiiii. - powiedział z powagą głaszcząc ją i nagle przerwał czynność robiąc jej busz z włosów. - Gdybyś była o 100 cm niższa i 10 lat młodsza to z takim zachowaniem nadawałabyś się na moją córkę.
Szatyn odczuł jak siostra uderza go z łokcia w twarz, ale wydał z siebie cichy chichot.
- Nathalie...
- Uspokój się, bo inaczej podniosę cię i przerzucę przez ramię jak worek kartofli. No chodź Saki. Kupimy amciu i wracamy... - powiedział ciągnąc ją za rękę i po chwili stanął przed jakimś stoiskiem.
Z uśmiechem spojrzał na panią przed stoiskiem rozdającą darmową kawę z ekspersu do kawy Dolce Gusta. Z tego co zdążył zrozumieć - do dziwnego ekspresu wkładało się kapsułki i kawa/herbata/czekolada/inne magiczne coś samo się robiło. Keats przyciągnął siostrę do stoiska.
- Saki, Saki, tutaj jest kaaaawaaa!
Przewróciła oczyma podczas gdy brat wybierał która kawa najbardziej mu odpowiada.
- Latte Macchiato Vanillia!
Kobieta spojrzała na niego podczas gdy kawa się robiła.
- A ona? - zapytała wskazując na Saki grającą na konsoli.
- Sakiii? Co by tu... - uśmiechnął się. - Gorącą czekoladę.
Blondynka natychmiastowo uniosła głowę znad gry.
- KAWĘĘĘ! DLA NATHALIE TEEEEŻ!
Brązowowłosy spojrzał na siostrę z dumą podczas gdy ta wróciła do gry.
- Wiesz... Staruchy za ścianą mają ekspres do kawy, a my nie mamy! Ta pani mnie przekonała. - powiedział spoglądając na ekspedientkę, a dokładniej na jej biust. - Dlatego idź sobie coś poszukać, a ja kupię magiczny ekspresik.
- Na cholerę ci to.
- Saki, kiedyś umrę. JAK TY WTEDY ZROBISZ KAWĘ?!
Blondynka odwróciła się na pięcie, a Keme stanął przed nią wciskając jej kubek z gorącą czekoladą. Sora zaczęła coś powtarzać pod nosem i ruszyła przed siebie. Nyree w tym czasie oparł się o blat i przyglądał się ekspedientce zdejmującej z półki ekspres.
- Ta dziewczyna chyba się obraziła o tą czekoladę...
Keme prychnął popijając swoją kawę.
- Bzdury, bzdury, bzdury. Ona się nie obraża dopóki nie zabierze się jej konsoli, telefonu lub laptopa. Tutaj chodzi bardziej o przyciągnięcie uwagi. Jeśli czekolada jej posmakuje - zechce wcześniej wspomnianej kawy. Jest możliwość, że sama sobie ją zrobi lub ogarnie instrukcję obsługi! Wiedziałem, że przyjście tu jest iście GENIALNYM pomysłem!
Chłopak spojrzał na spakowany już ekspres i uśmiechnął się na pożegnanie po czym ruszył w dalszą podróż po sklepie.
W ciągu piętnastu minut Nyree zdążył kupić piętnaście pudełek sałatek i surówek, dużo makaronu sojowego, produktów sojowych, słodyczy, sosów do sałatek i makaronu, mrożonych warzyw, świeżych warzyw, konserwowanych warzyw, owoców, suszonych owoców, dużo herbatek, pomarańczy... Można było powiedzieć, że prawie cały wózek był pełny. Do tego sporą część zajmowały rzeczy Saki czyli (według Nyree'a) dziwne urządzonka i dziwne części, które przytargała z jakiegoś działu. Skierowali się do kasy gdzie stali dziesięć minut, a potem wyszli ze sklepu. Po przejściu kawałka drogi i minięciu miejsca na wózki, Nyree zaśmiał się psychopatycznie po czym zaczął przestawiać przedmioty tak by znalazło się w wózku wolne miejsce.
- Co ty rooo... - zaczęła Saki.
Szatyn z uśmiechem podniósł ją i wsadził do wózka.
- Trzymaj się. Chyba nie myślałaś, że sam będę NIÓSŁ to wszystko.
- Coo...?!
- KRADNIEMY WÓZEK! - wrzasnął rozpędzając się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 0:15, 30 Gru 2012 , w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seveer
Peter Lithuanian



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubelskie

PostWysłany: Nie 8:37, 30 Gru 2012     Temat postu:

[Ulica] 25 sierpnia, przedpołudnie

Rudolf znowu ciągnął Petera, tym razem w stronę domu. Hamował go jak mógł, ale i tak szli zbyt szybko.
Kilkadziesiąt metrów od domu nawet zwierzę się zmęczyło. Pies człapał, warcząc czasem niesfornie na koty leżące na parapetach.
Gdy był już pod domem, zauważył, że ktoś próbuje ukraść hydrant stojący na jego trawniku.
Po chwili wychodził z garażu, trzymając zapięcie do roweru w dłoni.
- Czerwony. Szkarłatny. Rzymsko-purpurowy. Różowy. Ceglasty. Krwisty. Mało obchodzą mnie hydranty, póki coś nie wybuchnie.
-Czerwony... - dziewczyna jakby zamyśliła się nad niezwykłością tego stwierdzenia. -Nie pamiętam- uznała po chwili bez sensu.
Wyciągnęła ręce i odebrała mu zapięcie do roweru.
-Może tu stać zawsze? Podoba mi się bardziej niż przy moich schodach.
Peter przewrócił oczami i odpiął psa, który pokłusował do domu, wpadając przez półotwarte drzwi.
- Jak załatwisz to z ratuszem i wynajmiesz sobie dziesięciu hydraulików - bierz go. Moja matka chyba nie chowa tu amfetaminy.
Nieznajoma z naprzeciwka zmarszczyła brwi.
- Jeżeli chowa, ratusz może mieć z tym problem.
Uśmiechnęła się i podniosła z trawnika.
- Zróbmy to bezprawnie.
Lithuanian prychnął.
- Jasne, już idę po specjalistyczne narzędzia. Jestem ciekaw, co zrobisz z wielkim gejzerem wody w środku miasta.
- Oceniasz mój rower jako tak niebezpieczny? Myślę, że samym staniem nie uszkodzi tego... czerwonego hydrantu.
- Jasne. Może stać. Czemu nie. Jeśli nagle coś wybuchnie i przyjedzie straż pożarna, to najwyżej go przypadkowo zgniotą.
Zastanowiła się nad tym przez chwilę.
- Dobrze- zdecydowała -To dobra cena za parking przy hydrancie.
Wyciągnęła dłoń.
Chłopak po chwili wahania uścisnął dłoń.
- Peter Lithuanian. Niezmiernie mi miło.
-Xiaoyan. Przyjdę po niego rano.
Przypatrzyła się dokładniej oczom chłopaka, ale najwyraźniej niczego nie wywnioskowała.
-Twój pies... - zaczęła jeszcze z obawą, ale zaraz urwała. - Dziękuję.
Dygnęła i przebiegła na drugą stronę ulicy. Pomachała, a zaraz potem zniknęła w zielonym domku.
Peter wzruszył ramionami i wszedł do swojego domu.
Naprawdę, chcę już do szkoły.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Kira Cosgrove
Kira Cosgrove



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Nie 16:51, 30 Gru 2012     Temat postu:

[Dom Kiry, ulice] 25 sierpnia, przedpołudnie

Kira siedziała w kuchni przy stole, pukając od 10 minut w blat. Nagle podskoczyła na krześle, kiedy usłyszała dźwięk oznajmiający nadejście sms'a.
,,Musimy pogadać. Będę za pół godziny. Leo.''
- Gratulacje. Znowu coś zrąbałeś, stary. - mruknęła, po czym pomknęła do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic i wykonała delikatny makijaż. Długie włosy związała w koka, a pidżamę zamieniła na dżinsowe spodenki, luźny, beżowy sweter z długimi rękawami oraz brązowe conversy. Do torebki w tym samym kolorze, co buty, która leżała na komodzie w przedpokoju włożyła portfel, iPoda, telefon oraz butelkę wody. Zdążyła napisać jeszcze informację do rodziców, że wróci późno, kiedy w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Podeszła do drzwi, a kiedy je otworzyła, zobaczyła uśmiechniętego chłopaka.
- Cześć, księżniczko. - podszedł do blondynki i pocałował ją w czoło. - Gotowa na niespodziankę?
Kira spojrzała pytającym wzrokiem na przyjaciela, podpierając swoje ręce na biodrach.
- Kombinujesz, czuję to. - uniosła brew nad lewym okiem.
- Tym razem to nic strasznego, obiecuję. - zaśmiał się. - Spodoba ci się, zobaczysz.
Nastolatka zakluczyła drzwi i podążyła za Leo, który skierował się w stronę swojego domu. 5 minut później, kiedy znaleźli się już na miejscu, Berques zaprowadził blondynkę przez ogród, aż do garażu.
- Jesteśmy na miejscu. - uśmiechnął się, najwidoczniej zadowolony z siebie.
Kira popatrzyła na garaż, aż przeniosła swój zdziwiony wzrok na nastolatka, nie wiedząc do końca, o co mu chodzi.
- Dobra, poddaję się. Coś tu śmierdzi, panie Berques. - prychnęła.
- Poczekaj. - nacisnął malutki guzik na pilocie, który uruchomił otwieranie się drzwi. Minęło kilkanaście sekund, kiedy oczom dziewczyny ukazało się wnętrze. I [link widoczny dla zalogowanych], którego do tej pory nie widziała.
- Wiem, że nie jest zbyt urodziwy, ale myślę, że do nas pasuje. - powiedział wesoło chłopak i dosłownie wskoczył do auta.
Kira stała z szeroko otwartymi oczami, nadal wpatrując się w pojazd.
- Skąd go masz? Zrobiłeś prawo jazdy? Czemu nic mi nie powiedziałeś? - pytała zniecierpliwiona.
- Definicja słowa niespodzianka. Przypominasz sobie? - prychnął, po czym poklepał siedzenie pasażera. - Wskakuj.
Blondynka pokręciła głową, ale nie mogła się oprzeć. Delikatnie otworzyła drzwi i wsiadła do pachnącego samochodu.
- Jedziemy na wycieczkę! - krzyknął i odpalił silnik.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Nie 16:52, 30 Gru 2012 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Charlotte Stewart



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:28, 30 Gru 2012     Temat postu:

[Dom Stewartów] 25 sierpnia, przedpołudnie

Zza dębowych drzwi rozlegał się dzwonek domofonu. Angelina czym prędzej otworzyła je i nie mogła uwierzyć własnym oczom - Charlotte wróciła, wyszła ze szpitala!
- Jezu! Jak się cieszę... nawet nie wiesz... nie wiesz, jak. AA! Kochana moja! Daj całusa!
Charlotte uściskała siostrę.
Taka drobnostka, a cieszy ludzi.
Bezpośrednie zachowanie Lotty zdziwiło Angelinę. Normalnie dziewczyna odsunęłaby ją od siebie, twierdząc coś w tym stylu, że starsza siostra przesyła jej jakieś złe moce. Bądź coś w podobie. Może się jej w takim razie poprawiło?
- Mamo, czy możemy porozmawiać?
- zapewne o mnie? - młodsza córka Elizabeth spojrzała na nich podejrzliwością. - nie, nie zgadzam się.
- Kochanie, sprawy starszych. I tematem na pewno nie będziesz ty - przemówiła matka. - Musisz nam uwierzyć.
Matka z córką odeszły do kuchni, zostawiając sztywno stojącą Charlottę w przedpokoju, która mierzyła ich paskudnym spojrzeniem.

Kiedy dziewczyny zupełnie oddaliły się od Charlotty, jej siostra przemówiła.
- Czy Lotta ma zmienione leki?
Matka obdarzyła córkę wymownym spojrzeniem.
- Więc domyśliłaś się? - Elizabeth sięgnęła do koszyczka postawionego na stole. Wybrała jabłko, po czym zanurzyła swoje idealnie białe zęby w soczystym miąższu.
- Tak, bo jakaś taka radośniejsza jest. Mimo tych podejrzeń. I tak mnie przywitała, jakby była świadoma wszystkiego, co się wokół niej dzieje.
- ma inne leki od dwóch tygodni.
Angeli zbledła mina.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - odparła nieco podniesionym tonem.
- To, co było już się nie odstanie.
Starsza siostra zamyśliła się, następnie przemówiła:
- A teraz z innej beczki, co ty na to byśmy zaprosili kogoś, by uczcić jej powrót?
- Dobry pomysł. - kobieta wyciągnęła telefon, wybrała numer Kiry.
- Witaj. Czy masz może aktualnie czas? I czy mama również go ma? Jeżeli tak, może byście wpadli razem na herbatkę co?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Ian Lewis



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:08, 30 Gru 2012     Temat postu:

[Hell] 25 sierpnia (sobota), przed południem

- Greg, co ja mam zrobić?
Staruszek oderwał wzrok od wycieranej szklanki i westchnął ciężko.
- Młody człowieku, ile razy mam ci mówić abyś nie zwracał się do mnie per Greg - odparł barman z poważną miną. Mimo to Ill dostrzegł, że oczy tamtego iskrzą się wesoło.
- Dobra, ale co możesz mi doradzić w sprawie Gab? - zapytał chłopak, kładąc się na stole. - Wiesz, jutro jest ten dzień. Ale ja naprawdę nie mam ochoty odwiedzać cmentarza. Do tego, jak ją dobrze znam, zostanie dziś u mnie na noc.
- Co cię tak boli? Przecież to tylko jedna noc na kanapie - odparł tamten, uśmiechając się lekko.
Żebym mógł dziś spać na kanapie. Ale nie, ona mi nie da...
Kurde, ale ze mnie hipokryta!

Gregory nalał nu kolejną szklankę soku pomarańczowego i podsunął mu pod nos
- Zresztą, ona wie, że nazywasz ją Gab?
Szatyn zakrztusił się sokiem, a jego policzki pokrył wyraźny rumieniec, co tylko rozbawiło staruszka.
- Coś taki czerwony?
Idź do diabła!
Zamiast tego wytarł usta grzbietem dłoni i rozejrzał się po barze.
- Co tu tak pusto?
Gregory jedyne parsknął pod nosem. Wymownie spojrzał na Lewisa i postukał palcem wskazującym w nadgarstek.
No tak. To nie wieczór.
I wtedy zadzwonił telefon. Chłopak wyjął go i nie patrząc na wyświetlacz odebrał.
- Kto tam?
- Ill? Tu Kira! Nie uwierzysz! Leo ma samochód! Właśnie nim jedziemy!
Zdał prawko. No popatrz. Ukrywał to przed nami. A to skubany!
- Ściemniasz, prawda? - odparł, dobrze wiedząc, że Kira mówi prawdę.
- Mówię prawdę. Zresztą, Leo przygazuj trochę!
Ian usłyszał niewyraźnie głos Leo i po chwili odsunął słuchawkę na wskutek ryku silnika.
- Teraz wie... - zapytała dziewczyna. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, po czym wrzasnął do słuchawki:
- Leo ma nowe auto i mnie ze sobą nie zabraliście!?
Gab może jeszcze poczekać. Przecież na grób Thomasa idziemy dopiero jutro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Kira Cosgrove
Kira Cosgrove



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 11:43, 31 Gru 2012     Temat postu:

[Ulice] 25 sierpnia, przedpołudnie

Kira odsunęła telefon od ucha i spojrzała zdziwiona na jego wyświetlacz. Po rozmowie z ciotką Elisabeth miała dziwne przeczucia, że stało się coś złego.
- No nic, jutro raczej się nie spotkamy. Idę z wizytą do matki Lotty. - wymamrotała. - Wiesz, która to? Wiele ci o niej opowiadałam.
Leo kiwnął głową i zgłośnił muzykę, która leciała w radio.
- Tak więc nie mamy innego wyjścia. Musimy jakoś uczcić genialny wyczyn twojego ukochanego przyjaciela. - mruknął i uśmiechnął się podstępnie.
Kira przewróciła oczami i spojrzała na przechodniów, którzy podążali do centrum handlowego.
- Mam pomysł! - wybrała numer Iana i nacisnęła zieloną słuchawkę. Odczekała parę sekund, kiedy usłyszała niemrawy głos.
- Kto tam?
- Ill? Tu Kira! Nie uwierzysz! Leo ma samochód! Właśnie nim jedziemy! - uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie tamtego z nienaturalnie dziwną miną.
- Ściemniasz, prawda? - spytał w końcu.
- Mówię prawdę. Zresztą, Leo przygazuj trochę! - zwróciła się do Berquesa i poczuła miłe szarpnięcie. Wiatr energicznie bawił sie jej włosami. - Teraz wie. - mruknęła złośliwie, odsuwając słuchawkę. Przysunęła ją z powrotem do ucha i usłyszała pełen wyrzutu głos.
- Leo ma nowe auto i mnie ze sobą nie zabraliście!?
Cosgrove zaśmiała się głośno i zrobiła minę zbitego szczeniaka.
- Gdzie jesteś?
- W Hell.
Blondynka spojrzała podstępnie na Leo.
- No to możesz się nas spodziewać za jakieś 5 minut. Szykuj się, bo jedziemy świętować!
Berques skręcił w najbliższą uliczkę i dodał gazu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pon 11:44, 31 Gru 2012 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KhalepaTaKala
Arizona Brennan



Dołączył: 30 Gru 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:58, 31 Gru 2012     Temat postu:

[Dom Arizony] 25 sierpnia, ranek

Sufit jej własnego pokoju wydawał się frustrująco interesujący. Te same hinduskie wzorki, zupełnie nic nie znaczące wiły się po jej suficie jak węże. Sufit kolru kości słowniowej z hebanowymi wzorkami, działał na Arizonę Brennan uspokajająco, od kąd przyszła tutaj. Choć nie zawsze miało to chciany skutek. Dziś jest ten dzień. Hinduskie gryzmoły, nie działały jak powinny.
Leżąc na swoim zwykłym fioletowo-ziolonym łóżku lekko przekręciła głowę w prawo, aby spojrzeć na zegarek. 10:59.

"Bosko. Jeszcze ta jedna minuta błogiej, totalnej ciszy... A następnie hałas jak na czarnym rynku w Afganistanie. Przekupki zaczną swoje codzienne sprzeczanie o głupią suszarke. Chata jak wypierz i wymaluj, a w niej tylko jedna suszarka. Myślałby kto...

Jej potok myśli przerwał pisk dziewczyny, a następnie znajomy krzyk i również znajomy głos:
- Oddaj moją szczoteczkę do zębów !
- Masz swoją glizdo, w swojej łazience !!! - odkrzyknęła, jej prawdopodobnie młodsza - Doris.

"A więc dziś w menu mamy szczoteczkę do zębów. Ciekawe. No i kolejny piekny dzień czas zacząć"

- Ari, zejdź na śniadanie !
Słysząc skrzeczący głos przybranej matki, złapała poduszkę i przycinęła do do głowy, starając się zatkać uszy.
- Ari, śpisz jeszcze ?
Nagłe pukanie do drzwi i nagłe otworzenie ich sprawiło, że spadła z łóżka. W drzwiach stanęła tęga kobieta z różowymi włosami.
- Hej ! - rzuciła poduszką w intruza. - Tak się nie robi ! Straszenie nieletnich jest karalne ! A tak w ogóle to kultura nakazuje pukanie do drzwi ! A gdybym tak stała w samej bieliźnie i z jakimś kosmicznym chłopakiem i bawiła się w rozbieranego ?
- Kosmicznym chłopakiem ? - kobieta obdarzyła dziewczyne pobłażliwym uśmiechem. - Przeciez ty nawet kolegów nie masz. - zauważyła sceptycznie. Arizona zmarszczyła brwi i pokazała jej język.
- Dzięki. - sapnęła. - Nie musisz mi tego wypominać wiecznie. - uśmiechnęła się półgębkiem, trochę cynicznie. - Przez to zostane samotną starą panną z kotem. Nawet w klasztorze nie będą mnie chcieli przyjąć !
- Na śniadanie zrobiłam naleśniki z nutellą.
- Naleśniki są staroświeckie ! W dodatku tuczące !
- A kto chciał mieszkać w ciasteczkowym pałacu z czekolady ?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez KhalepaTaKala dnia Pon 13:59, 31 Gru 2012 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Ian Lewis



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:07, 31 Gru 2012     Temat postu:

[Hell] 25 sierpnia (sobota), przedpołudnie

Ian strzelił kośćmi palców i przeciągnął się, ziewając przy tym jak pies.
- Ciekawe co kupił Leo. Ja spadam Greg, dzięki za wszystko.
Przelotnie napotkał spojrzenie staruszka, które mówiło "za co ty mi dziękujesz, dziecko?", na co parsknął i ruszył w stronę wyjścia unosząc luźno dłoń. - Nie padnij na zawał do następnego spotkania.
Opuścił lokaj, chroniąc się dłonią przed złośliwymi promieniami słońca. Oparł dłonie na obtartych dżinsach i przechylił się do tyłu. Zmiął swoją szarą koszulkę w rozmiarze XXL, która leżała na nim luzem i zawiązał na głowie czarną bandanę.
Odetchnął głęboko i oparł się plecami o mur i sięgnął do kieszeni po wykałaczkę. Włożył ją między zęby i czekał.
Długo im to jeszcze zajmie?
Nietrudno było sobie wyobrazić reakcje któregoś z jego nauczycieli, gdyby właśnie na jakiegoś wpadł. Uśmiechnął się mrocznie, wbijając wzrok w czubki butów. W końcu zwykle można go było ujrzeć w dresowych spodniach i zwykłym swetrze. Nawet jego ubiór miał niejaki wpływ na to jak go nazywali.
Z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefony. Odbił się od ściany robiąc dwa kroki do przodu, wyjmując przy tym telefon. Wbił wzrok w wyświetlacz, przełknął ślinę i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Cześć Gabrielle
W tej samej chwili tuż przed nosem zatrzymał mu się samochód z Leo za kierownicą.
Kto mu dał prawo jazdy?
- Cześć Ian - usłyszał przez telefon kobiecy głos. Chłopak oparł dłoń na karku, teatralnie wzdychając.
Dlaczego czasem mam wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Rose Bailey
Rose Bailey



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:57, 02 Sty 2013     Temat postu:

[Kawiarnia] 25 sierpnia, przedpołudnie
- Wiesz co, chyba masz u siebie różowa sielankę z zakochanymi w roli głównej. Ile można? Nie chciałabyś się wyrwać? Tak się składa, że nie ma moich rodziców… Ta, Peru czy coś. Możemy pooglądać filmy, pić wino i tańczyć na plaży. Nie będziesz się z nimi męczyć no i nie zostawisz mnie samej, a to by było bardzo podłe. Co ty na to? Ostatni tydzień wakacji z Vivan, czyli piekło witaj!
Rose popatrzyła na Vivan, zastanawiając się. Z jednej strony wakacje spędziła dość nudno, zajmując się tylko swoimi obrazami, więc przydałoby jej się coś, na czym mogłaby odreagować, z drugiej nie chciała narażać się rodzicom po ostatnim wybryku z kilkudniową wycieczką do Los Angeles, o której nie raczyła ich poinformować.
“Olać ich”
- Chętnie. Domówka na koniec wakacji?
- Hm... powiedzmy. Domówka z prawdziwego zdarzenia będzie na rozpoczęcie roku - stwierdziła Vivan z błyskiem w oku.
- Oj, tak czy siak wprowadzę się do ciebie na kilka dni - wyszczerzyła się Rose - Nie masz nic przeciwko, nie?
- Jasne.
Kiedy wypiły kawę i zjadły pączki, Bailey spytała:
- Teraz zaaakupy! Co bierzemy na pierwszy ogień? Forever 21? H&M? Topshop?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Śro 20:57, 02 Sty 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna -> Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin